We wtorek (11.09) pojechalismy odebrac pieniadze z mojego stypendium do Ambasady RP. Bardzo latwo do niej trafic, poniewaz znajduje sie przy samym mauzoleum wujka Ho (Lang Chu tich Ho Chi Minh)! Ladnie nas uhonorowali towarzysze, jestesmy nawet blizej niz Rosjanie:)))
Korzystajac z okazji wpadlismy na Plac Ba Dinh przed mauzoleum, zeby ponapawac sie zapachem swiezo skoszonej trawy... dzieki temu, choc na chwile przypomniala nam sie Polska...
Niedaleko znajduje sie rowniez Palac Prezydencki, pierwotnie kwatera francuskiego gubernatora. Co ciekawe, po odzyskaniu wladzy przez Wietnamczykow, Ho Chi Minh nie zgodzil sie w nim zamieszkac! Wloski styl architektoniczny widocznie zniechecil wujka, ktory postanowil zajac skromniejszy - dom na palach, ktorego niestety nie mielismy jeszcze przyjemnosci odwiedzic. Zrobimy to zapewne przy okazji "wyprawy sladami Ho Chi Minha", kiedy to zaklocimy jego spokoj w mauzoleum:) Wracajac do glownego watku - Palac Prezydencki zajmowany jest obecnie przez wladze panstwa, w zwiazku z czym nie moglismy go sfotografowac:/ Za to obfotografowalismy sobie miejsce, ktore wygladalo na glowna kadzielnice Hanoi - polaczenie socjalistycznej topornej formy oraz azjatyckiego uwielbienia dla zlota:)
Nastepnie zamierzalismy przejsc sie nad jezioro Hoan Kiem, ale po drodze wpadlismy na Twierdze. Doslownie wpadlismy, bo nie byla oczywiscie odpowiednio oznaczona. Na terenie o powierzchni 5ha znajduje sie mnostwo starych budynkow, niestety w stanie rozkladu. Znalezlismy tam jednak Centralna Brame (Doan Mon) z ogromnymi drewnianymi drzwiami, schody z balustradami w ksztalcie smokow do palacu Kinh Thien, zburzonego
w XIX wieku. Dodatkowa atrakcja dla "bialasow" nieobeznanych z azjatycka roslinnoscia byl sad grejpfrutowy oraz chlebowiec (mit) !
Niestrudzeni turysci z Polski ruszyli w dalsza trase. Przeszlismy waskimi uliczkami starego miasta, dzielnie odganiajac rikszarzy, jednak kiedy mloda kobieta wrzucila na moje ramiona nosidlo z bananami i ananasami musielismy skapitulowac;) Dostalam piekny stozkowy kapelusz na glowe i zostalam obfotografowana przez Artura - tak wlasnie zostalismy zmuszeni do kupienia owocow... ale wilk syty i owca cala, bo zdjecia rewelacyjne, a i ananaski z przyjemnoscia schrupalismy:)
Nasyceni postanowilismy wejsc do wszelkich mozliwych pagod po drodze.
Tak wlasnie trafilismy do Ly Trieu Quoc Su - swiatyni obfitujacej w zlote figury, ktorym pielgrzymi skladaja w ofierze pieniadze, owoce, ciastka, kwiaty, a nawet alkohol! Mijajac wiele pomniejszych swiatyn dotarlismy w koncu do Katedry św. Jakuba. Zbudowana zostala pod koniec XIX w, utrzymana w stylu negotyckim, mi przypomina troche paryska Notre Dame. Jest to centrum religijne dla 400 tysięcy (!) katolików mieszkajacych w Hanoi.
Niestety pod wplywem warunkow klimatycznych fasada ulegla zniszczeniu, jednak dodaje to specyficznego klimatu tej budowli, co dodatkowo podkreslaja odzywajace sie, co 15 minut dzwony. Na placu przed katedra znajduja sie malenkie kawiarnie, gdzie z powodu deszczu mielismy okazje przysiasc.
Po wypiciu pysznego soku bananowego, cytrynowego i mleka z mango ruszylismy w kierunku jeziora Hoan Kiem (Zwroconego Miecza). Nazwa ta ma legendarne korzenie - w XV wieku, za panowania Le Loi, z wody wylonil sie ogromny zolw, ktory podarowal wladcy cudowny miecz, dzieki ktoremu udalo mu sie wyprzec z kraju chinskie wojska. Cesarz, aby uczcic swoje zwyciestwo wyplynal na srodek jeziora i wrzucil miecz do wody, zwracajac go zolwiowi.
A pozniej wszyscy zyli dlugo i szczesliwie:)
Na polnocnym krancu jeziora znajduje sie mala swiatynia Ngoc Son (Gory Jadeitowej), ktora oczywiscie musielismy zwiedzic. Przy wejsciu wznosi sie Wieza Pedzla do Tuszu, na ktora mozna wdrapac sie po kamiennych schodach, aby zlozyc dary i zapalic kadzidla pod malenkim oltarzykiem.
Na wyspe prowadzi czerwony drewniany most Huc w ksztalcie luku. Poprzez niewielka brame docieramy do obrosnietego drzewami terenu, na ktorym znajduja sie dwie swiatynie buddyjskie: Dac Nguyet (Przyjecie Ksiezyca) i Tran Ba Ding (Uspokojenie Fali). Wszedzie kreci sie mnostwo turystow oraz pielgrzymow, ktorzy pragna pomodlic sie chwile w tym wyjatkowym miejscu. Dodatkowa atrakcja wyspy jest zmumifikowany olbrzymi zolw, ktory podobno wazy 250kg i pokryty jest zlotem (a wcale na takiego nie wyglada;)
Wreszcie wykonczeni piesza wedrowka oraz zakupami (nasze zdobycze to czerwono-zielona materialowa lampa w azjatyckim stylu oraz obrazki ze stronami tytulowymi z francuskiego komiksu TinTin au Vietnam, superrr!) zamowilismy xe om, czyli skuterkowa taksowke i wrocilismy do naszego mieszkanka w Dong Da.
sielanka na placu Ba Dinh
soc-kadzielnica
brama i schody do Twierdzy
Twierdza
Artur wewnatrz Twierdzy
patriotyzm wietnamski w wersji ogrodniczej;)
ozdobna balustrada przy schodach do nieistniejacego palacu
sad grejpfrutowy i moi
tak malo owocow, a tak ciezko!
dom z widokiem na torowisko
takie oto tygrysy strzega malej buddyjskiej swiatyni
swieci buddyjscy wybraliby ciastka "Calty";)
inni swieci wola owoce i kwiaty
Katedra sw. Jakuba
jezioro Hoan Kiem i widok na Zolwia Wieze,
gdzie podobno przyplywaja legendarne wielkie zolwie
przy swiatyni na wyspie Ngoc Son
kolejny swiety kon na biegunach, tym razem z parasolka
swietym dawac alkohol, jedzenie i pieniadze!
1 komentarz:
Halo-halo :-) No, nareszcie porcja swiezych newsow :-) Niektorzy zagladaja tu codziennie! Znam rowniez jedna Pania E., ktora zaglada tu wiele razy dziennie ;-)
Mloda, cudne zdjecia i w ogole. Ten kapelusz do noszenia bananow to dostalas na zawsze, czy tylko do zdjecia? ;-) Pozdr dla obojga :-) em jak Michau
Prześlij komentarz