piątek, 14 września 2007

Good Morning, Vietnam!

Czwartek (13.09) - kolejny pochmurny dzien, a my krecimy sie po okolicy w poszukiwaniu pagod. Tak naprawde wyglada to mniej romantycznie - po prostu bezczelnie ciagne biednego, zmoknietego Artura od swiatyni do swiatyni, z nadzieja, ze ktoras bedzie w koncu otwarta...

Wreszcie udalo nam sie wejsc do pagody Ung Thien, ktorej tym razem bronil nie tylko slon, ale rowniez zwierz lwopodobny! Oczywiscie na tyle swiety, aby palic mu kadzidla;) Tu rowniez znajdowaly sie 2 metrowe kute swieczniki w ksztalcie zurawi oraz oltarz z popiersiem wujka Ho w wersji zielonej, imitujacej zapewne nefryt lub jadeit. Na ofiare zlozone zostaly mu owoce persymony (jablka orientu), kwiaty lotosu (hoa sen), roze (hoa hong) oraz gladiole - wszystlko po to, aby oddac czesc Ho Chi Minhowi. Ciekawe jak to mozna uswiecic czlowieka wstawiajac po prostu jego wizerunek do pagody... zasady buddyzmu wietnamskiego są dla mnie niepojęte!

Pagody jednak maja swoj niezaprzeczalny urok, dlatego musielismy wejsc do kolejnej, ktora stanela na naszej drodze - Chua Mieu. W niej poza tradycyjnymi elementami, czyli oltarzami, figurami, zdjeciami fundatorow znalezlismy oryginalne ozdoby belek stropowych: dwa dlugasne weze oraz szereg kolorowych stozkowych kapeluszy! Bardzo to wszystko tajemnicze...
Poniewaz glod dal znac o sobie zaczelismy rozgladac sie za jakims jedzeniem.
I tu niespodzianka - niedaleko pagody znajduje sie ukrainska restauracja Kiev! Wlasciciel przyjal nas herbata i porozmawial z nami chwile po rosyjsku, co znacznie ulatwilo zamowienie potraw. Mimo, iz urzekly nas wietnamskie kelnerki w fartuszkach z podobizna matrioszki, wielki lcd z roztanczonymi i rozspiewanymi Rosjanami oraz chlebek z maselkiem w menu, to pozostalismy wierni kuchni azjatyckiej - kraby i kalmary rzadza:) Po prostu pysznosci za nieduze pieniadze...

I znowu sie rozmarzylam. hihi

Z pelnymi brzuchami ruszylismy dalej przed siebie. I po raz kolejny zostalismy zaskoczeni - naszym oczom ukazal sie ogromny, kiczowaty budynek w kolorze brzoskwini, otoczony wszelkiego rodzaju sprzetem wojskowym. Jak wyczytalismy pozniej z mapy bylo to Khong Quan, czyli Muzeum Sil Lotniczych.
Za bilet zaplacilismy strasznie drogo jak na warunki wietnamskie
(20tysiecy D - ok. 4zl), ale widok promiennego usmiechu Artura patrzacego na latajace cudenka produkcji ZSSR - bezcenny:)) Na swiezym powietrzu (jezeli mozna nazwac tak ten hanoiski smog) staly helikoptery, zwykle i transportowe, odrzutowce, dziala przeciwlotnicze, radary, rakiety ziemia-powietrze oraz czolgi... wszystko wielkie i obrosniete historia.

W srodku muzeum znajdowaly sie 3 pietra ekspozycji poswieconej walkom Wietnamczykow z Francuzami i Amerykanami. Mnostwo zdjec bohaterow wojennych, mundurow, a nawet fotel, na ktorym siedzial Ho Chi Minh. Najbardziej podobaly mi sie poradniki dla Amerykanow z cyklu "jak przezyc w wietnamskiej dzungli jedzac nieznane korzonki";) Ciekawe jaka mieli przezywalnosc... Oczywiscie docenilam tez polskie akcenty - flage, odznake polslkiego lotnictwa... ciekawie sie prezentujemy obok innych komunistycznych panstw, takich jak Kuba, Chiny, Czechosłowacja czy Rumunia:))
"Jednym" slowem:

Tinh doan ket giua Ba lan va Viet nam muon nam!
Niech zyje solidarnosc miedzy Polska a Wietnamem!

Artur byl za to w pelni zaobsorbowany kazdym eksponatem starej broni palnej, poczawszy od starych strzelb z czasow walk z Francuzami po nowoczesne karabiny maszynowe M16, ktore zostaly odebrane Amerykanom podczas
II wojny indochinskiej.

Ale i tak najbardziej podobal nam sie wielki transportowy helikopter (ok. 30 m dlugosci i 5m wysokosci!). To byl dla nas bardzo wyczerpujacy dzien...
A na dodatek Artur zazyczyl sobie kolejna wyprawe, tym razem (dla odmiany;) do Muzeum Wojska... ciekawe kiedy dotrzemy do Dien Bien Phu?

I jak zwykle zdjecia:

lew (?) strzegacy pagody Ung Thien

kute swieczniki w ksztalcie zurawi na podstawach z zolwi oraz 2 kadzielnice

"jadeitowy" Ho Chi Minh

brama do pagody Chua Mieu

kolorowe kapelusze - ozdoby belek stropowych

waz z dlugim jezorem

zakurzone ozdoby w pagodzie Chua Mieu

wietnamska wersja ukrainskiej kelnerki w restauracji Kiev i moi

malenkie kraby, ktore je sie wraz ze skorupka

Artur w Kievie

Artur i mniejszy helikopter


Artur i naprawde duuuzy helikopter

Wika podpora wietnamskiego lotnictwa;)




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

ahhh....chcialabym byc tam teraz z wami:)
czan