środa, 5 września 2007

w poszukiwaniu lepszej pagody;)

Do Hanoi zawitala jesien - temperatura znacznie sie obinzyla (27 C) i codziennie pada deszcz, intensywnie, ale krotko. Jest to idealna pogoda na piesze wyprawy po naszej dzielnicy. W zeszlym tygodniu odwiedzilismy wzgorze Dong Da, ktorego jedyna atrakcja byl ladnie zachowana brama wejsciowa. W poblizu wypatrzylismy jednak ogrod bonsai - drzewka do 1,5 m, lisciaste i iglaste, staly zanurzone w ozdobnych donicach z duma prezentujac uksztaltowane przez mistrzow galezie. Zreszta bonsai w Hanoi sa bardzo popularne - ozdabiaja wejscia do domow, stoja na uliach, przewozone sa na rowerach czy skuterach...

Dzisiaj znowu usiedlismy nad mapa i wytyczylismy trase naszej wyprawy w poszukiwaniu pagod - wybralismy dwie polozone najblizej naszego domu z czystego lenistwa po prostu.
Udalismy sie do oddalonej o 2km pagody Lang. Jest to swiatynia z XII wieku, dawniej osrodek kultu religijnego, a obecnie miejsce zabaw oraz doskonaly plener dla fotografow slubnych. Niestety wnetrza swiatyni nie udalo nam sie obejrzec - mielismy okazje zobaczyc jedynie bramy i budynki z zewnatrz. Trzeba przyznac, ze zachowane sa dosc dobrze, gdzieniegdzie widac bylo jeszcze stare drewniane wykonczenia belek i chinskie napisy.

Pagoda znajduje sie w bardzo ladnym parku z ogromnymi starymi drzewami i klimatycznym stawem. Bylo to dla nas idealne miejsce na odprezenie i nabranie sil na dalszy spacer.
Spotkalismy tu rowniez 3 starych mezczyzn, ktorzy zaciekawieni naszym widokiem odwazyli sie z nami porozmawiac. Jak sie okazalo ich ciekawosc powodowana byla podejrzeniem o wietnamskie pochodzeniu Artura! Odkrylismy wreszcie zagadke dziwnych spojrzen Wietnamczykow - po prostu mysla, ze Azjata przyjechal do ojczyzny ze swoja biala dziewczyna;)) hihi

Przed wyprawa do kolejnej swiatyni musielismy wyprobowac jeszcze miejscowego specjalu - nuoc mia, czyli soku z trzciny cukrowej. Szklanki wypelnione lodem zalane zostaly swiezo wycisnietym sokiem - bardzo slodkim, z lekko roslinym i kwasnym posmakiem. Doskonale orzezwienie w wietnamskich tropikach:)

Po chwilowym odpoczynku ruszylismy w kierunku drugiej pagody - Nen. Waskimi uliczkami, obok malutkich sklepikow i warsztatow naprawiajacych skutery, dotarlismy do zniszczonej swiatyni. Budynki mialy powyrywane drzwi, sciany pokryte byly napisami, a chodniki zarosniete chwastami. Przykry widok.

Na pocieszenie w drodze powrotnej kupilismy sobie po kokosie - duze, zielone orzechy wypelnine byly po brzegi sokiem, ktory w polaczeniu z lodem i kawalkami miazszu smakowal wprost genialnie!

Z kazdym kolejnym postem zaczynam myslec, ze piszemy jednak nie bloga podrozniczego, a kulinarnego;) Wynika to chyba z tego, iz w Wietnamie jedzenie zajmuje szczegolne miejsce -to wlasnie przy posilkach ludzie spotykaja sie, aby porozmawiac ze soba. Co krok na ulicy rozlozone sa stoiska z jakimis przysmakami lub nawet tylko napojami. Wietnamczycy korzystaja z kazdej okazji, zeby cos zjesc i spedzic wspolnie czas. I my rowniez przejelismy ten zwyczaj - jemy, a przy okazji poznajemy nowych ludzi.

A teraz zatrzesienie fotek:)

brama na wzgorzu Dong Da i moi



bonsai w misie wypelnionej woda i moi;)

pierwsza brama do pagody Lang

sloniom tez bedziemy palic kadzidla!

druga brama do pagody Lang

wnetrze mniejszej pagody

para mloda w tradycyjnych strojach

wielkie drzewo nad stawem i petit moi

tajemniczy staw

brama do zrujnowanej pagody Nen

produkcja soku z trzciny cukrowej

nuoc mia

Artur po pierwszym lyku nuoc mia

orzezwiajace kokoski;)

1 komentarz:

PO pisze...

Szalnie klimatyczne miejsca – jak się wydaje przepełnione magią, całkiem chyba gdzieś z drugiej strony świata… ;)
Zazdrości CD.
Pozdrawiam,