Na poprawe humoru Asia wraz z Quan zabrali nas nastepnego dnia na wyprawe motorkowa na druga strone rzeki. Mimo zimna i brzydkiej pogody dojechalismy jakos do pagody Dai Lam. Po wypiciu zielonej herbaty i zjedzeniu pysznego miejscowego ciastka z zielonej fasoli, ryzu i papai ruszyliśmy ku bramie, gdzie od razu odpowiednio skasowano nas jako obcokrajowcow (Wietnamczycy maja wstep wolny). Pagoda ta jest na tyle nieznana wśród turystow, iz mielismy okazje dzielic sie nia tylko z dwojka innych „westernersow”.
Na początek czekal nas wystep zespolu śpiewającego tradycyjne piesni quan ho, do tego kolejna zielona herbata i widoki z altany zbudowanej na jeziorze. Pozniej wprowadzenie do swiatyni i uroczyste zapalenie kadzidel. Podczas, gdy Wietnamczycy skladali ofiary my mielismy okazje podziwiac piekne drewniane stropy, malowane konie, drewniane figury ludzi i zlote palankiny. Wszystko (poza konmi rzecz jasna:P) wykonczone smokami, które podobno roznia sie w zaleznosci od tego, ktory wladca był patronem pagody.
W tym miejscu po raz ostatni mielismy okazje poczuc atmosfere swiat, a Tet ostatecznie zakonczyliśmy uroczysta kolacja w domu Asi i Quan’a.
W tym miejscu po raz ostatni mielismy okazje poczuc atmosfere swiat, a Tet ostatecznie zakonczyliśmy uroczysta kolacja w domu Asi i Quan’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz