sobota, 20 października 2007

Samson, czyli slonce...

Artur zachwycony morzem po odwiedzeniu Ha Longu zazyczyl sobie, aby kolejnym celem naszej wprawy byla jakas plaza. Przeszukalismy, wiec Internet i znalezlismy najblizszy kurort, oddalony o okolo 170 km od Hanoi. Nie zniechecajac sie kiepskim opisem Sam Son w przewodniku Lonely Planet w piatek (18.10) zasiedlismy w autobusie zmierzajacym na poludnie.
Przy wyjezdzie z dworca jak zwykle utworzyl sie gigantyczny korek i musielismy czekac pol godziny, az autobus wreszcie wyjedzie na trase. Okazalo sie, ze nie mamy kompletu pasazerow, wiec zgodnie z wietnamskim zwyczajem kierowca autobusu musial ich znalezc po drodze. Przejechanie 150 km do Thanh Hoa, miasta naszej przesiadki, zajelo nam cztery godziny, ale czego sie nie robi dla kapieli w Morzu Poludniwo-Chinskim;))

Ledwie wysiedlismy z busa, zostalismy osaczeni przez kierowcow skuterkow i taksowek. Jak zwykle musielimy sie ostro potargowac, zeby chociaz odrobine zblizyc sie do ceny “wietnamskiej”, a nie “dla bialasow”, ale warto bylo, bo w koncu w czworke pojechalismy jednym motorem z koszykiem za 24 zlote. Szesnascie kilometrow do Sam Son pelne bylo wstrzasow, piasku sypiacego w oczy oraz owadów rozbijających się na nas. Trzeba jednak przyznac, ze wrazenia te mozna zaliczyc do niezapomnianych:)) hihi

Nasz kierowca wprwanym okiem ocenil nasze mozliwosci finansowe i dowiozl nas wprost pod najtanszy hotel w miejscowosci – 5 zlotych za noc za wzglednie przyzwoite warunki w pelni nas zadowolilo:))

Rozpakowalismy sie szybko i ruszylismy w poszukiwaniu jedzenia. Bary wzdluz bulwaru porazily nas swoimi cenami, wiec zmuszeni zostalismy do zjedzenia kleiku ryzowego z jakimis okruchami przypominajacymi krewetki… A mialam cicha nadzieje, ze wreszcie najem sie swiezych owocow morza!

No, ale koniec narzekania. W koncu glownym celem naszej wyprawy byla kapiel w cieplym morzu! Plaza, palmy, slonce, woda… idealne polaczenie:)

Przez dwa dni mielismy okazje nacieszyc sie wspaniala pogoda. Skakalismy przez ogromne fale, przypalilismy sie odrobine i oczywiscie zwiedzilismy pagode:)
Wyjazd bylby idealny, gdyby nie to, ze w Wietnamie jest teraz zima i bylismy jedynymi turystami w okolicy, wiec wlasnie na nas skupily sie sily handlarzy wszelkim badziewiem, a za jedzenie zadano od nas 10 razy wiecej niz w Hanoi!



skrzyzowanie w Sam Son

a tak wlasnie odbywa sie zbior owocow morza

tym razem krabik morski

Artur, plaza, popoludniowe slonce... i konie?!

Zolwiko-foczka made by A.

typowa pamiatka z nadmorskiego kurortu - wypchany ptak

Brak komentarzy: