Zaniedbalam bloga, przyznaje sie bez bicia. Moze spowodowane to bylo choroba, a moze po prostu Wietnam powoli dla nas powszednieje... Przykre, ale prawdziwe. Odkrylismy, dzieki temu, ze podrozowanie jest o wiele lepsze niz osiedlanie sie na stale. Dlaczego? Poniewaz nowe miejsca sa o wiele ciekawsze, ludzie usmiechnieci, a jedzenie moze nie zawsze smaczne, ale na pewno warte sprobowania.
Tymczasem mieszkamy sobie spokojnie w Ha Noi i nic zaskakujacego sie nie dzieje. Teoretycznie. Ostatnio wychodzac rano z domu zostalismy mile powitani "dobry dzien" przez naszego sasiada. Taki slowianski akcent o poranku sprawia, ze reszta dnia wydaje sie byc bardziej znosna:)
Nasze zycie tutaj nie jest moze zbyt ciezkie, ale nie obfituje w mocne wrazenia. Adrenaline podnosza nam jednak regularnie wizyty w "restauracjach". Jedzenie na ogol jest smaczne, ale kiedy przychodzi pora placenia na rachunku zwykle widnieje cena z kosmosu. Kiedy zglaszamy nasze protesty lamanym wietnamskim kelnerzy potrafia byc na tyle bezczelni, ze zamazuja cene w menu pisakiem, przy czym oczywiscie usmiechaja sie szeroko i "szczerze". Szkoda nerwow, trzeba przywyknac.
Z ostatnich wiesci - przezylam porzadne zatrucie pokarmowe, a poniewaz w miescie panuje epidemia cholery, oczywiscie troszke spanikowalismy, dzieki czemu mielismy okazje odwiedzic klinike dyplomatyczna. Czysto, miedzynarodowy zespol lekarzy, ogolna rewelka. Do tego oczywiscie cena odpowiednia do zasobnosci portfeli japonskich turystow - 120$ za podstawowe badania. Lzejsza o polowe stypendium od razu szybciej wyzdrowialam, hihi. Artur oczywiscie bral czynny udzial w mojej rekonwalescencji pojac mnie woda i to skutecznie: w ciagu dwoch dni wypilam ponad 10 litrow! Powoli wiec nabieram sil, ucze sie wietnamskiego i planuje kolejne podroze. Ot, spokojne zycie;))
niedziela, 9 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz