A teraz dla ciekawskich w skrocie postaram sie opowiedziec co ostatnimi czasy dzialo sie u nas.
Po pierwsze nasza szkola postanowila spelnic swoj obowiazek i nie wypuscic nikogo z kraju... bez umiejetnosci przyrzadzania nem ran, czyli sajgonek i bun bung, czyli w skrocie wywaru warzywnego z zeberkami i makaronem bun (nitki z maki ryzowej).
W czwartek (07.12) w kuchni naszego wydzialu zebrala sie miedzynarodowa grupa studentow: najsilniej reprezetowana oczywiscie przez Polakow, ale pojawily sie rowniez Japonki, Ukraincy i jeden rodzynek Amerykanin. Aby podkrecic troche cisnienie wszystko zostalo nagrane przez ciekawska ekipe telwizji publicznej. I tak uwiecznione zostaly m.in.: moje paluchy niezdarnie zawijajace farsz w papier ryzowy banh da nem, popisy znajomosci jezyka wietnamskiego (jeszcze raz "moja ulubiona potrawa jest NEM RAN" i jeszcze raz "NEM RAN" hehe) oraz poslugiwanie sie paleczkami po wypiciu szklanki wina ryzowego:))
Gwiazda programu stala sie krewetka, ktora cudem ozyla podczas krecenia stolu uginajacego sie pod skladnikami naszych potraw. Nie uciekla jednak zbyt daleko - Ja, Artur i Japonki, ktorych imion niestety nie pamietam-__-" szybko rozprawilismy sie z cala miska pol-zywych krewetek (po wietnamsku tom) obicnajac im niepotrzebne czesci ciala nozyczkami czyt. glowy, ogonki, nozki, a nawet pancerzyk!
Podsumowujac: jak mowily nasze szefowe kuchni (nauczycielka, pani bufetowa i pani o blizej nieokreslonych obowiazkach) nem ran jak i bun bung zostaly bardzo dobrze przyrzadzone, wiec studenci spisali sie na medal. Z moich obserwacji wynika, jednak ze sajgonki byly 2 razy wieksze niz normalnie, ale mozna to zrzucic na karb slynnej polskiej goscinnosci. Jedzenia i picia bylo tyle, ze nawet 20 osob (wraz z pania rezyser i prezenterka) nie poradzilo sobie ze zjedzeniem wszystkiego (mimo iz dyrektor wydzialu grozil nam, iz nie wyjdziemy dopoki wszystko nie zniknie;)...
Tak wiec wspolne gotowanie nie tylko okazalo sie przyjemne, ale rowniez pozyteczne - jakos nas tak zblizylo - jako grupe, ale tez i miedzynarodowy wydzial:)
No dobrze, a co poza tym? Pojechalismy na kolejna wycieczke autobusowa! Tym razem wybralismy troszke dluzsza trase do Bac Giang, ale niestety po przyjechaniu na miejsce okazalo sie, ze kompletnie nic ciekawego tam nie ma, dlatego wrocilismy do Ha Noi nastepnym autobusem. Co zyskalismy? Cale 4h bacznych obserwacji zycia przydroznego, czyli sprzedawcow, ludzi na polach etc. Ogolnie przyjemna forma spedzania wolnego czasu, ale chyba juz pora wybrac sie na jakiegos porzadniejszego tripa:P
sobota, 22 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz