piątek, 9 listopada 2007

wspollokatorzy

Ostatnio odkrylam, ze nie mieszkamy tutaj sami. Zaczelo sie niewinnie, tak jak z gekonkami. Cos przebiega, pod wplywem instynktu lapie to i zaleznie od urody - wypuszczam lub zabijam. I tak gekonki swobodnie biegaja po szybach, a na szczurach zostaje dokonana deratyzacja:)

Tym razem w lazience znalazlam malego potwora i koniecznie musialam podzielic sie wrazeniami z Arturem, wiec przynioslam go do pokoju i dumna przedstawilam naszego nowego sasiada. Niebieskawy korpus, mnostwo brazowych nozek, a na obu koncach czulki. Kiedy dostatecznie naciesylismy sie juz tym widokiem kolejne istnienie zostalo zlikwidowane (tak na wszelki wypadek).

I to bylby wlasciwie koniec historii, gdyby nie to, ze po kilku dniach obudzil nas dziwny halas. Poniewaz drzwi sypialni sa oszkolone z bezpiecznej pozycji moglismy obserowac, co sie dzieje na korytarzu.... A tam jakby nigdy nic BABCIA sprzatala nasza lazienke, a nawet myla okna w jadalni... Wydalo nam sie to bardzo podejrzane, ale z ukrycia czekalismy na rozwoj sytuacji. Kiedy babcia miala juz dosc szperania po naszym mieszkaniu, wyszlismy z ukrycia.

I to rowniez moglby byc koniec historii, ale wieczorkiem po przyjsciu gospodarzy okazalo sie, ze babcia poznala 2 czlonkow rodziny naszego potwora i zidentyfikowala ich jako niebezpieczne skolopendry (con ret). Podobno ugryzienie takiego robala moze nawet zabic! A ja jakby nic spokojnie trykalam go paznokciem. Brrrr....

Jako dziecko Internetu nie moglam powstrzymac sie od wyszukania wszelkich mozliwych informacji o skolopendrach. Dla ciekawskich zamieszczam link do jednego z lepszych artykulow:

http://www.ca.uky.edu/entomology/entfacts/ef647.asp

Nie udalo nam sie niestety odszukac dokladnej nazwy naszej skolopendry, wiec mamy nadzieje, ze nasi sasiedzi naleza do tych lagodniejszych i ugryzienia moga spowodowac tylko (sic!) kilkugodzinny bol....

Jako najwieksza na swiecie szczesciara w wynajdywaniu robali tylko ja spotykam skolopendry, wiec mam z nimi bezposredni kontakt. Charakterystyczna cecha ich zachowania jest to, ze nie uciekaja tylko atakuja, wiec zgodnie z wietnamskim zwyczajem zaczelam nosic klapki lazienkowe.

Cala sytuacja prawie doprowadzila do wyjazdu do Polski, ale po uspokojeniu nerwow po prostu kazdy pobyt w lazience poprzedzony jest czujna obserwacja. Ot i tak nam sie zwyczajnie zyje w tych niezwyczajnych warunkach:)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Duze BE-BE!