piątek, 9 listopada 2007

Sa Pa w objeciach mgly

Aby odpoczac po ostatnich dramatycznych wydarzeniach zwiazanych z odkryciem kolonii skolopendr w lazience postanowilismy wyjechac w sentymentalna podroz do Sa Pa, czyli w bardziej gorzyste rejony Wietnamu. Po czwartkowych zajeciach (01.11), w zwyczajny u nas dzien, a polski Wszystkich Swietych, spakowalismy sie i wsiedlismy wraz z Asia do nocnego pociagu na Polnoc.

Tym razem przygotowalismy sie do warunkow gorskich - zabralismy swetry i kurtki, ale pogoda znowu nas zaskoczyla. Na tej wysokosci temperatura rowna 15 stopniom Celsjusza w zestawieniu z wysoka wilgotnoscia daje efekt lodowatego zimna, mgly i mzawki.Pierwsze dwa dni spedzilismy, wiec na smetnym kreceniu sie po miasteczku... Nie narzekamy jednak - w mgle udalo nam sie wpasc na kilka przedstawicielek roznych mnniejszosci, zakupilam sobie zestaw miejscowych ziol i przypraw, a Artur na bazarku wypatrzyl instrument z bambusowych galezi o dzwieku podobnym do akordeonu. Wieczory spedzilismy w nastrojowej knajpce, popijajac miejscowe wino w dwoch odmianach: czerwone "dobre dla kobiet" i biale podobne w smaku do tokaju "dobre dla mezczyzn". Kelnerka nie byla niestety w stanie odpowiedziec nam, co to wlasciwie znaczy, ale oba okazaly sie przepyszne, zwlaszcza na goraco:))

Do hotelu odprowadzeni zostalismy pod eskorta handlarki narkotykow, czytaj: babci wciskajacej nam haszysz. Niestety Artur i Asia powstrzymali mnie od proby przeniesienia sie w czasy Indochin i zakosztowania opium:))

W niedziele (04.11) wybralismy sie na wycieczke na Wschod, do oddalonej o 150km od Sa Pa wsi Bac Ha. Slynie ona z bazaru, na ktory zjezdzaja sie rozne mniejszosci etniczne, w tym Kwiecisci H'Mongowie w najpiekniejszych tradycyjnych strojach. Trasa okazala sie bardzo uciazliwa - jechalismy droga o glebokich wyrwach i ostrych zakretach. Do tego upakowano nas jak sardynki w malenkim busie, wiec musielismy troszke sie pobuntowac.

Gdy po 4 godzinach wreszcie cudem dojechalismy do naszego celu, okazalo sie, ze miejscowosc ta oblegana jest przez bialych turystow. Brodzilismy, wiec w blocie wciagajacym buty, probujac zrobic zdjecie miejscowej ludnosci, wytrzeszczajac oczy ze zdziwienia po uslyszeniu cen miejscowych wyrobow ( 4 razy wyzsze niz w Sa Pa, a przy probie targowania, handlarki po wietnamsku komentowaly ngu, czyli glupi) i marzac o powrocie do domu. Szybko ucieklismy z bazarku, przekasilismy cos i pojechalismy na spotkanie nowym atrakcjom. Jak sie okazalo po 2km drogi wysadzono nas w wiosce, gdzie moglismy zwiedzic dom Hmonogow. Wszystko to takie piekne - tu gotuja, tu susza ziarna soi, tu swinki a tu.... starsza kobieta biegnie obladowana sianem uciekajac przed fleszami... Przykre... ale przed bieda jedyna ucieczka jest poddanie sie komercjalizacji...

Pogoda sie poprawila, wiec przez chwile poobserwowalismy pola ryzowe w jesiennych barwach i wrocilismy do busika, ktory zawiozl nas na granice wietnamsko-chinska. I tu szok - z naszej strony piekne, ogromne przejscie graniczne ze zlotymi literami, a z drugiej chinskie napisy i brudna quasi nowoczesna brama. Artur wpadl w sentymentalny nastroj i zapragnal przeprawic sie na druga strone rzeki, wiec ostatecznie zgodzilam sie na kolejna wyprawe w gory, ktorej celem bedzie tygodniowa wycieczka do Chin.

Na koniec czekala nas jeszcze niespodzianka na dworcu w Lao Cai - okazalo sie, ze rezerwacja, ktora kosztowala nas 10zl od jednego biletu zostala odwolana i wreczono nam zupelnie inne bilety. Mimo wielu walk, ktore Asia stoczyla w biurze turystycznym odprawiono nas z kwitkiem. Chyba bedziemy musieli im pogrozic kontaktami z redakacja Lonely Planet, ktora wyznacza trendy w wietnamskiej turystyce:))

Mimo tego, ze zmarzlismy i znowu mielismy problemy z powrotem do domu, ten wyjazd zaliczam do bardzo udanych, poniewaz przeprowadzilam dwa wywiady do mojej pracy magisterskiej i odpoczelam od Ha Noi:) Artur z kolei odnazal nowy szlak do Chin, a Asia nauczyla sie, zeby nie pic grogu w gorach, bo wietnamski rum jest mocny jak spirytus:) hhihi...


zamglony widok z hotelowego okna


przed wyprawa w gory koniecznie skorzystaj z oferty "klapki do wynajecia" ;)


Artur z nowym instrumentem

po zakupach

Kwiecisci H'Mongowie

inny swiat po drugiej stronie rzeki: CHINY

Brak komentarzy: