piątek, 31 sierpnia 2007

kancisajd!

Tak jak obiecalam w wolnym czasie opisuje wycieczke na wies, czyli w tutejszej angielszczyznie "kancisajd";)

Artur wlasnie zostal porwany przez naszego gospodarza celem postrzyzyn. Jakby nie dosc bylo wrazen na jeden dzien, to bedzie jego pierwsza samodzielna wyprawa skuterkiem! Ciekawa jestem jak szybko wroca i czy przypadkiem nie zahacza o jakies bia hoi (pub), co by sprawdzic jakosc tutejszego piwa;)

Wracajac do glownego tematu. W srode (15.08.07) pojechalismy z naszym gospodarzem i jego mama do ich rodzinnej wsi. Buduja tam wlasnie najwyzszy i najbardziej wypasiony dom w calej okolicy, wiec musieli nam koniecznie pokazac jak postepuja prace budowlane. A postepuja niezwykle szybko, poniewaz ekipa murarska sklada sie glownie z kobiet! I nie jest to jakas wyjatkowa rzecz w Wietnamie, nawet w Hanoi mielismy okazje spotkac grupy budujacych przodowniczek pracy:) A co robia mezczyzni? Oczywiscie odpoczywaja, pija bia (piwo) i spia! hihi

Na wsi jak to na wsi - skromne domy, psy szwendajace sie po ulicach, pracujacy ludzie i pola... pola ryzu! A posrod zieleni cmentarze - ozdobne miniturowe swiatynie i krowy chodzace miedzy nimi. Co oryginalnego odkrylismy? Kafejke internetowa, z ktorej wyslalismy swojego pierwszego maila do domu:))
Na polskiej wsi takiej nie uswiadczycie;P

Przy drodze zebrali sie ludzie, zeby zobaczyc bialych turystow. Wiekszosc Wietnamczykow pozdrawiala nas serdecznie, dzieci biegaly za nami wolajac "hello". Naprawde mila odmiana - w Hanoi jestesmy jedynie cicho, lecz nieustannie obserwowani.

Krazac po okolicy znalezlismy jeden zniszczony i zamkniety kosciol chrzescijanski oraz pagode buddyjska. Mimo braku znajomosci wietnamskiego udalo nam sie dogadac ze starszymi kobietami i mniszkami mieszkajacymi w okolicy, dzieki czemu obejrzelismy wnetrze swiatyni.

W srodku znajdowaly sie posagi Buddy i pomniejszych bogow, przy oltarzykach palily sie czerwone lampki, a wszystko spowite bylo zapachem kadzidel... niezwykle przezycie.

Po okolo trzech godzinach spaceru pozegnalismy babcie o czarnych zebach i ruszylismy w droge powrotna. Zapomnialabym - na koniec dostalismy jeszcze po swiezo ugotowanym jajku na twardo! oj poparzyly nam sie lapki hihi...

a teraz bedzie mnostwo zdjec:)

buszujacy w ryzu

studzienka i moi!

czercz posrod palm

bananki ze swiatynia w tle

grobowce posrod ryzu

Artur w zieleni

prawdziwy kancisajd nie obejdzie sie bez mp3 i mp4;)

Brak komentarzy: