czwartek, 30 sierpnia 2007

jestem tym, co jem...

kuchnia wietnamska zaskakuje nas kazdego dnia. Pozytywnie - iloscia potraw oraz oryginalnymi polaczeniami smakow, negatywnie - warunkami sanitarnymi przy produkcji miejscowych przysmakow.

Jemy dwa razy dziennie - lunch o 11 i kolacje o 19. Wlasnie w tym czasie Wietnamczycy rozkladaja na chodnikach stoiska z jedzeniem i rozpoczynaja wielka uczte. Kazdy bar specjalizuje sie w wybranym zestawie dan - w niektorych mozna zjesc tylko pho, czyli rosol z makaronem ryzowym i wkladka miesna, a w innych tylko gotowany drob, czyli kurze lapki i spolka, ktorych zapach skutecznie odstrasza nawet takie glodomory jak A&W;)

Z oryginalniejszych potraw... na bazarze mozna sprobowac grillowanego psa, ktory NAPRAWDE wyglada bardzo apetycznie:) w tym miejscu mozna rowniez kupic kalmary, malze oraz zywe ropuchy (!)

Naszym chlebem powszednim jest jednak ryz z krewetkami, sajgonki nem, bun cha (kwasna zupa z makaronem i miesem) oraz banh my sot vang (gesta zupa z wolowina i chlebem).

A teraz zdjecia.

ryz z ryba, robaczkami, kwaszona kapusta,
prazonymi orzechami i 2 rodzajami krewetek:)

samoobsluga rules:)

banh my sot vang, czyli mmmmm.....

a na koniec najwiekszy przysmak - piesek!

Brak komentarzy: