wtorek, 13 maja 2008

spozycie pyzy - zakazane!

Dlaczego tym razem nie pisalam? Nie dlatego, ze chociaz Pyza mam nature leniwej kluski, ale dlatego, ze niestety mozliwosc publikowania postow na stronie blogger.com zostala zablokowana przez mojego dostarczyciela internetu (a to jezeli sie nie myle vinaphone lub pokrewna mu instytucja panstwowa majaca zwiazek z Buu Dien, czyli poczta, ktorej pracownikiem jest nasz wlasciciel). Wszystko to wydaje sie jakies pokretne, ale tak to juz jest w kraju, gdzie poczta zalatwia latarko-paralizatory dla policji...

Z ostatnich rewelacji - zakupilam upragniona bransoletke z jadeitu. Nie obylo sie jednak bez problemow. Niby wcisnelam ja do polowy dloni, ale wolalam nie silowac sie u jubilera, wiec z pomoca plynu do naczyn mialam nadzieje zalozyc ja w domu. Nie wyszlo - efekt: utknela przy wciskaniu, co prawie doprowadzilo mnie do lez. Po zdjeciu zostaly mi sine slady i rozgoryczenie na to, jaka gruba tay ma Ta^y, czyli jaka gruba lapke ma Westerners, czyli we wlasnej osobie JA.

Coz robic? Dwa dni pozniej przy okazji zakupow w centrum postanowilam ja wymienic. Pani najpierw udawala, ze nie wie o co chodzi, wiec mowilam glosno i wyraznie swoim kiepsciutkim wietnamskim. To ja w koncu zmusilo do poszukiwan wiekszego rozmiaru. Troszke ponarzekalam, ze a to kolor mi sie nie podoba, a to wyglada na mala, wiec zniecierpliwiona pani postanowila mi udowodnic, ze bransoletka na pewno pasuje. Za chwile pojawilo sie przede mna wiaderko z woda i plyn do naczyn. Kucnelysmy sobie na srodku chodnika, gdzie wszyscy mogli nas obserwowac - oto starsza Wietnamka w okularach wciska mlodej turystce kamienne kolko na lapke, a ta druga wyje z bolu. W koncu nie wytrzymalam - lzy same polecialy z oczu, a sprzedawczyni uswiadomila sobie, ze chyba tym razem trafila na oporna materie. I to doslownie, bo po zdjeciu bransoletki pozostaly mi since. Oczywiscie wszyscy sprzedwacy (w liczbie 4)w sklepie 2x1m byli swiadkami tej sytuacji, ale udawali, ze nic sie nie stalo i slodko szczerzyli mordki. Ech... babka w koncu musiala sie poddac - zakleila mi reke plastrem i wreczyla wieksza bransoletke, ktora jakos cudownie sie znalazla zawinieta w czerwony papier.

A zeby tego bylo malo jakos wieczorem przypomnialam sobie, ze nie sprawdzilam dokladnie jakosci mego zakupu, bo za bardzo skupiona bylam na uzalaniu sie nad soba. Na szczescie znajomy jubiler potwierdzil jakosc bransoletki - jadeit chinski i to w dobrej cenie. No i tak wlasnie moga wygladac zakupy w Wietnamie, strzezcie sie!

Brak komentarzy: